To był całkiem spokojny miesiąc. Jednak nie udało mi się w 2014 zamieścić tysięcznego zdjęcia. Ale nie żałuję.
Grudzień był jakiś taki, że nie poszedłem w ilość, za to starałem się iść w jakość. Czy się udało? Oceńcie sami. A najlepiej wyrażajcie opinię na bieżąco, śledząc mnie na Instagramie. Stalkerzy Wy.
Kliknijcie na pierwsze zdjęcie w galerii, a potem w prawo i czytajcie podpisy pod nimi. Tak będzie najszybciej.
Grudzień to przede wszystkim – zmiana pracy. Taki ładny biurowiec zostawiłem…
…i zacząłem się realizować w takim. Też ładnym. I wyższym.
Jego uroda objawia się tak w dzień, jak i w nocy…
…kiedy to wygląda czasem nieziemsko.
Przydaje się też do pokazywania nietypowych zjawisk pogodowych, jak choćby śniegu na początku grudnia…
…czy mgły w połowie grudnia.
Nowa praca też jest fajna. Jest w niej ekspres robiący kakałko. Z mlekiem.
Mamy też wyjazdy w plener. W piękne okoliczności przyrody.
Ale grudzień to także mój powrót do Lego. Nie tylko w formie kalendarza (o czym napiszę przy innej okazji).
Moja pierwsza Blogowigilia. Uświadomiłem sobie, że pomimo wielu wizyt w stolicy, nie mam na Instagramie fotki PKiN. I nadal jej nie mam.
O setce parkrunów pisałem już tu i ówdzie. I pewnie jeszcze kiedyś wspomnę.
Szukając prezentów pod choinkę natrafiłem na manekina – chyba brzuch go bolał czy coś…
Wszystkie powyższe zdjęcia wykonałem telefonem, jak uświęcona tradycja każe. Ale zdarzają się też takie robione zwykłym aparatem. Do ich obejrzenia zapraszam na mojego Instagrama. Tam to się dopiero dzieje…
Jeśli podobał Ci się ten tekst, polub mnie na Facebooku!